Co ma być, to będzie

Nie śledzę zbytnio tego jak się rozwija konflikt na Ukrainie, bo bardziej martwi mnie od tego konfliktu ostatnia ustawa Sejmu o kontrolowanym w poglądach internecie.
Jednym słowem boję tego, że jak rząd obali wolność słowa w sieci to o sytuacji na froncie będzie wiadomo tyle, ile media zechcą nam zapodać.
Równolegle martwi mnie także  arcyzgrabne wciskanie się przez rząd pomiędzy obce drzwi. Mimo że Rosji osobiście nie uważam za naszego przyjaciela czy sojusznika, ile za wyrachowanego, niebezpiecznego sąsiada, to jednak gromadzenie naszej armii na wschodniej stronie odbieram jako błąd (Niemcy się czają) oraz jako wstęp do tego, o czym Rosja mówi ustami swoich polityków ostatnio wprost, że jeżeli Ukraina zacznie upadać to nasze wojska pospołu z USA zajmą jej zachodnią część.
Nie wiem co do tego zostanie politycznie przyklejone: Odbudowa Kresów? Uratowanie honoru Żelenskiego i jego rządów?
Nie wiem, może to będzie  również i próba odwleczenia w czasie przez rząd PiS-u i sojusznikówz NATO spodziewanego ataku rosyjskiego na Polskę (w tym bazy USA), lub próba zrekonstruowania na biegu z zachodniej Ukrainy słabego, ale jednak jakiegoś buforu dającego szansę na spokój, gdyż ewentualne wejście w niego wojsk rosyjskich czy białoruskich doprowadziłoby do światowego konfliktu nuklearnego.
Tak mi się zdaje, że to był głowny cel rozmów naszego prezydenta z Żeleńskim (utrzymać front i ratowaćz Ukrainy co się da), i chyba po ten ratunek pojechał także do Davos prezydent Duda aby przekonywać Zachód do tej opcji.
Co by nie pisać na ten temat, ciśnie mi się na usta ostatnio nastrętnie, stara angielska piosenka  "Most londyński wali się, wali się, moja miła" i nie jest to zbyt optymistyczne.