Refleksja z Zakopanego

Właśnie wróciłem z Zakopanego i napiszę szczerze - nie wiem czy to było Zakopane, czy Lwów - Ukrów bowiem w Zakopcu jak mrówków. Co ciekawe żadni to uchodźcy jak chce tego premier Morawiecki, który ostatnio mówił o rosyjskich surowcach językiem lumpenproletariatu - tylko nachodźcy.
Ukrowie zakopiańscy ubrani są bowiem w najmodniejsze stroje. Damy ich prawie zawsze są wyfiokowane jak na wesele, dzieci rozwszeszczane ale odziane markowo, zaś mężowie z eleganckimi rasami psów na smyczach wyglądają bardziej na spędzających w Zakopanym urlop biznesmenów, niż na strwożonych i zmęczonych wojną uciekinierów. Osób autentycznie skromnie odzianych i zagubionych widać bardzo niewiele. Przeważa w dużej masie zasobna klasa średnia. Pełno tej klasy szczególnie na snobistycznych Krupówkach. Wysiadują godzinami w eleganckich  knajpach. Parki miejskie też są ich pełne. Nawet szlaki górskie, choć tutaj jest tak, że Ukra wyżej niż Morskie Oko człek nie spotka, co najwyżej na prostych ścieżkach i trasach łatwo dostępnych w popularnych dolinach, które nie wymagają skupienia i wysiłku od turysty. Górale patrzą na tych gości wprawdzie krzywo, ale wiadomo dudki na drzewach nie rosną, a klient nawet taki, to jednak nasz pan, zaś wypucowane Ukry kasę mają, i co istotne "byle czego nie kupują", o czym zapewniała mnie w mieście właścicielka niewielkiego sklepu z zakopiańskim towarem.
Ponoć od czerwca wiele ma się jednak na tym polu zmienić.
Skończyć ma się życie na cudzy (polski) koszt, a zacząć ma na własny rachunek.
W Kirach skąd udałem się do nieodległych bacówek po wędzone oscypki posłyszałem  rozmowę dwóch młodych Ukraińców, którzy opowiadali sobie o Lwowie  w kontekście pozytywnym, że miasto jest odbudowywane, że jest w nim spokój, że jest szansa do życia na swoim. Z tej rozmowy wynikało, że ogromna rzesza, która do nas wjechała z Wołynia, to żadni uciekinierzy a zwykłe darmozjady aspirujące do bycia UEuropejczykami.
Jak wspomniałem to ma się jednak zmienić.
Autobusy PKS w Krakowie jadące na Ukrainę pomału zapełniają się więc powracającymi. Czyżby państwo polskie wreszcie zmądrzało? Czy też brakuje prezesowi NBP Glapińskiemu kasy na dalsze wspomaganie ukraińskich nierobów i oszustów?
W knajpie w Zakopanem posłyszałem też i inną rozmowę. Otóż dwóch Ukraińców narzekało przy kwaśnicy i piwie na te stada swoich rodaków, twierdząc że ich najazd obniża nam wszystkim standard życia. Jako że mówili to w kontekście jakby sami byli  już w połowie Polakami wtrąciłem się im w rozmowę i od razu dostałem receptę na męczącą Polaków chorobę. Otóż, premier Morawiecki powinien tych pseudo uciekających nierobów zagonić nakazem  zwyczajnie do roboty albo won z powrotem na Ukrainę. Zostałoby wówczas w Polsce tylu ile trzeba; I rzeczywiście w Krakowie na dworcu PKP sprzątającymi kolejowe toalety były Ukrainki ledwie dukające po polsku. Takie normalne, bez szpilek, kolorowych pazurów, błyskotek w uszach i na szyjach oraz szykownych fryzur.
Widać było od razu, że tych kobiet praca nie hańbi.
Tak, powinno generalnie być.
Sam przecież mieszkałem i pracowałem na obczyźnie na różnych stanowiskach, więc rozumiem, że formuła aby zakazywać komuś przyjazdu lub coś w tym guście jest formalnie decyzją podłą, ale jak się spojrzy i porówna, co się wyprawia obecnie w Polsce rękoma PiS, to niech mi kto powie, czy tak samo witano kiedyś Polaków w bogatszych krajach, lub obdarowywano ich super przywilejami socjalnymi jak to uczynił nasz, pożal się Boże rząd, wobec Ukraińców?